Od wczoraj nie mogłam się spakować. Cały czas coś mi się przypominało, ale znów walizka robiła się za ciężka i musiałam się pakować od nowa. Spakowanie psów poszło o wiele łatwiej. Dobrze, że na miejscu są tory agility, bo tego dźwigać bym nie chciała.
Moi rodzice są raczej źli, że wyjeżdżam. Twierdzą, że powinnam być kimś ważniejszym i przydatniejszym. Jedyne, co ich pociesza, to to, że zabieram ze sobą psy. Nienawidzą zwierząt, które "nie służą" ludziom. Oczywiście ich nienawiść nie dotyczy psów policyjnych, ale tylko tych, które są już ułożone i słuchają ludzi. Gdy zginęła moja poprzednia suczka, Mira, moja młodsza siostra posądziła o jej śmierć właśnie naszych rodziców. Jak się tak lepiej zastanowić, mogło być to prawdą...
W końcu wystawiłam walizki na korytarz. Nie ważą tyle, ile powinny, ale nie można powiedzieć, że ważą też za dużo. Zadowolona podchodzę w kierunku schodów i wtedy uśmiech znika z mojej twarzy. Durne schody. Nie można było wybudować windy? Przecież mamy tyle kasy... Wzdycham i podnoszę walizki. Najpierw jedną - nie jest tak źle. Potem drugą. Nie, nie dam rady. Trudno, może się nie poobijają? Ciągnę je i zjeżdżam z nimi ze schodów. Strasznie huczą, ale może nikt się nie zorientuje. Na dole wita mnie Aztek. Czuje, że coś się święci. Głaskam go po głowie i zerkam na walizki. Nie, są całe. Uff...
- Tato, jedziemy? - pytam. Jest ósma, ale mieszkam z drugiej strony kraju, więc żeby dotrzeć na miejsce przed drugą w nocy, powinnam już wyjeżdżać.
- A śniadanie? - pojawia się mama.
- Zjem po drodze.
- Nie możesz jechać bez śniadania!
- Och... No dobra. Ale szybko.
Odstawiam walizki do hallu i siadam przy stole. Mama zrobiła mnóstwo tostów. Jest bardzo elegancka, ale gotować nie umie, więc przyrządza tylko podstawowe dania. W sumie mi to nie przeszkadza. Przeszkadza mi ilość tego, co robi. Nie jestem głodna. Rzucam dwa tosty Aztekowi. Wiem, że nie powinnam, ale nie mam wyboru. Cztery wrzucam do śniadaniówki. Lubię zimne tosty, więc zjem je w samochodzie. Pozostałe dwa zjadam bardzo szybko. Gdy mama siada przy stole, ja od niego wstaję.
- Dzięki, zjadłam. Tato, jedziemy!
Do kuchni wchodzi ojciec.
- No a...
- Zjesz w aucie! Jedziemy!
Tata westchną, ale wycofał się do garażu. Założyłam psom smycze, wzięłam walizki i skierowałam się do samochodu. Już miałam wsiadać, gdy przypomniałam sobie o Nicole. Pobiegłam do jej pokoju. Obiecałam jej, że się z nią pożegnam. Strasznie chciała jechać, ale rodzice jej nie pozwolili, bo tata wróci jutro po południu. Zapukałam i weszłam do środka. Nicole od razu zerwała się z łóżka. Przytuliła mnie mocno i zeszłyśmy na dół. Wsiadłam do auta i pożegnałam się z mamą i siostrą. Gdy ruszyliśmy, wiedziałam, że to moja najlepsza w życiu decyzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz